Wczoraj na naszym blogu miało miejsce
wydarzenie niemalże historyczne. Jonatan Rerych doprowadził do finału pierwszą od 40 lat pełnometrażową serię pasków o Kajtku i Koku - serię
fanowską, rzecz jasna. Kilka lat temu, również na naszych łamach, podobną próbę podjął
Marek Regner, ale skończyło się na trzech odcinkach (wielka szkoda, bo były świetne). Tym razem urocze wady Koka i irytujące zalety Kajtka bawiły nas aż przez półtora miesiąca, i to codziennie, z wyjątkiem sobót, niedziel i świąt! Bo "Tajemnica bezludnej wyspy" to nie tylko zabawa archaiczną formą gazetowego paska, ale także powrót do ducha oryginalnych komiksów Christy. Zapraszamy na rozmowę z autorem całego zamieszania.
* * *
NA PLASTERKI: Twój eksperyment polegał na rysowaniu nie tylko w stylu Christy, ale i w tym samym tempie. Paski powstawały na bieżąco, jak dla prawdziwej gazety. Jakimś cudem udało Ci się uniknąć obsuwy, choć czasami o włos. Czy to doświadczenie wpłynęło na Twoją opinię o Januszu Chriście?JONATAN RERYCH: Na pewno nabrałem większej pokory do jego pracy. Rysowanie z takimi szczegółami, do tego w czerni i bieli, to faktycznie ciężka praca... i talent, bo ani razu nie udało mi się jeszcze narysować Kajtka czy Koka tak, żeby byli podobni do pierwowzorów.
NP: A jak wyglądała sama praca nad serią? Co przychodziło Ci najłatwiej, a co najtrudniej?JR: Największe problemy miałem właśnie z rysowaniem Kajtka i Koka, a konkretnie ich nosów i nóg. Christa był lewo-, ja jestem praworęczny. Praworęcznemu wygodniej rysować postać zwróconą w lewą stronę, ale popatrzcie na rysunki Christy: na 3/4 kadrów twarze skierowane są w prawo. Jeśli więc na rysunku bohaterowie muszą patrzeć w lewo, to Christą się bracie nie podeprzesz ;) Druga trudna sprawa to nogi. Są zupełnie nieproporcjonalne i nie mogę wyjść z podziwu, że na rysunkach Mistrza wygląda to dobrze, a na moich nie. Problemem są też narzędzia. Kreska Christy jest dość gruba i miękka, prowadzona stalówką. Ja rysuję markerami kreślarskimi z okrągłą końcówką o stałej szerokości. Szkic ołówkiem, dzięki płynnej grubości, wychodzi mi naprawdę podobny do pierwowzoru, ale po pokryciu tuszem i gumkowaniu kreska robi się cienka i płaska, oddalając się od oryginału. A co było łatwe? Chyba same historyjki w kolejnych paskach: pomysł, akcja, puenta.
NP: Kajtek i Koko to duet niemal zapomniany, w każdym razie znacznie mniej popularny niż Kajko i Kokosz. Skąd pomysł na komiks właśnie o nich?
JR: To bardzo ciekawe pytanie. Moim pierwszym kontaktem z Christą był "Kajko i Kokosz", a pierwszym podejściem do samodzielnego rysowania były jakieś ich nieukończone przygody, po jednej, po pół planszy. Szybko zauważyłem, że paski "Szranków", "Pucharu", "Wojów Mirmiła", a także kreska w "Na wczasach" są dużo fajniejsze od późniejszych albumów. Potem odkryłem "Kajtka i Koka" i od tej pory jestem nimi absolutnie zafascynowany. Nie tylko kreską, ale przede wszystkim "dorosłością" tych komiksów. Kajtek i Koko są w nich czasem rubaszni, czasem poważni, czasem głupkowaci, ale przede wszystkim zabawni dla dorosłego czytelnika.
NP: Czy zatem uważasz, że Kajtek i Koko mogą jeszcze mieć swoje 5 minut?JR: Nie tylko 5, ale i 15, bo są oryginalni, a ich przygody są bliższe współczesnemu człowiekowi niż Kajko i Kokosz, którzy (mówię o późniejszych albumach) niestety odstają od statystycznego Asteriksa. A Kajtek i Koko absolutnie nie. Jeśli postawić ich obok Tintina, to są o wiele lepsi.
NP: A które z ich przygód lubisz najbardziej?JR: Wszystkie :) Ale jeśli faktycznie miałbym jakąś część wyróżnić, to na pewno
"Na tropach Pitekantropa". Zarówno za kreskę, która jak dla mnie trafiła na najlepszy okres w karierze Christy, jak i za wielowątkową (i spójną przez cały czas) fabułę. Bez dłużyzn, wartką i zabawną; więcej - bez szarzyzny PRL-u. Nie wiem jak Christa to zrobił, ale ten komiks jest ma wskroś zachodni. Wiecie, są Bondy z Connerym, Brosnanem i Craigiem, ale ja najbardziej lubię te z Moorem, bo jest
cocky & funny. Sensacja najwyższych lotów, ale z przymrużeniem oka. Taki właśnie jest "Pitekantrop".
NP: Wiemy już, że na tym nie kończy się Twoja przygoda z Kajtkiem i Kokiem. Co dalej?JR: Muszę przyznać, że wkręciłem się w to rysowanie. Mam pomysł na kapitalną historyjkę w realiach, które niejednego pewnie zaskoczą, ale przy tym mam zamiar być wierny pierwowzorowi. Będzie mniej serio, a bardziej slapstickowo. Chciałbym też, aby kreska tego komiksu stała na równym, dobrym poziomie. Co z tego wyjdzie - zobaczymy :) Wkrótce pokażę zajawkę.
NP: W czasie gdy Ty będziesz pracował nad nowymi odcinkami, u nas pojawi się nowa historyjka innego autora. Nie obawiasz się konfrontacji?JR: To nie jest konfrontacja, bo ja nie jestem żadnym rysownikiem, tylko fanem "Kajtka i Koka". Każdy nowy fanart jest jak prezent na gwiazdkę. Zwłaszcza komiksów było dotąd niewiele, więc sam z chęcią przeczytam. No i dodatkowo da mi to kopa żeby rysować dalej, a nie poprzestać na jednej historyjce. Może kamyk poruszy wreszcie lawinę ;)
NP: My też mamy taką nadzieję. A gdybyś mógł coś podpowiedzieć wydawnictwu Egmont, to jakie byłyby Twoje sugestie?JR: U nas komiks jest bardzo niszowy i Egmontowi chyba na razie nie opłaca się reanimacja serii. Ale gdyby faktycznie ktoś mnie wysłuchał, to radziłbym przetłumaczyć "Kajtka i Koka" na język francuski i zainteresować tymi komiksami wydawców zachodnich. Myślę, że byłyby tam sporym zaskoczeniem. No i znalazłbym rysownika albo rysowników, niekoniecznie w Polsce, którzy potrafiliby pociągnąć serię dalej. I na pewno kogoś z Polski do pisania dobrych, klimatycznych scenariuszy. Jeśli reaktywować "Kajtka i Koka", to tylko w klimatach lat 60. Wszelkie uwspółcześnianie byłoby grzechem.
NP: No właśnie, Christa zdaje się onieśmiela polskich rysowników. Ale czy podrobienie jego stylu, choćby w 80%, w ogóle jest realne? Ile czasu by to zajęło? U Ciebie - samouka - duże postępy widać było już na przestrzeni 30 pasków.JR: Jestem kompletnym amatorem, ale rysuję teraz więcej niż doraźnie i wiem, że gdybym poświęcił trochę czasu i pracy, to wprawdzie z trudem, ale te 80% podobieństwa byłbym w stanie wycisnąć. Oczywiście tylko w
jednym wybranym rysunku, w
jednym kadrze, bo praca, jaką musiałbym włożyć w cały komiks na takim poziomie, jeszcze mnie przerasta. Cztery kadry mojego komiksu rysuję ok. godziny, uwagę przywiązuję tylko do twarzy, choć też bez przesady. Poświęcając tę samą godzinę każdemu kadrowi z osobna zapewne osiągnąłbym lepszy efekt. Natomiast bez trudu jestem w stanie wyobrazić sobie zawodowego rysownika, wyposażonego w odrobinę talentu i odpowiedni warsztat, który te 80%, a wierzę że i 99%, byłby w stanie osiągnąć w akceptowalnym czasie. Nie święci plotą koszyki ;)
NP: Czyli ewentualna kontynuacja "Kajtka i Koka" albo "Kajka i Kokosza" nie byłaby skazana na porażkę...JR: Uważam, że nie. Za przykład niech posłużą rysownicy belgijscy, którzy często "zaczynali" kolejne serie komiksowe, przekazując je potem innym rysownikom. Najbardziej znanym i chyba najbliższym Chriście przykładem jest "Lucky Luke". Morris do samej śmierci rysował komiks samodzielnie, nie tworzył wokół siebie "szkoły". Gdy go zabrakło, na kontynuatora wybrano Achdé i muszę przed tym panem zdjąć czapkę z głowy. Jego Lucky Luke jest nadal sobą, jest "morrisowy". Widać oczywiście pewne różnice, ale nie ma takiego dysonansu jak np. w przypadku kontynuacji "Asteriksa".
NP: Dziękujemy za rozmowę, za komiks i za sam pomysł na zabawę, który miejmy nadzieję podchwycą inni fani (tzn. jeden już podchwycił).JR: A ja za wszelką pomoc, dobre słowo i konstruktywną krytykę. Sporo mi to dało.
* * *
A co Wy, nasi drodzy czytelnicy, sądzicie o tej inicjatywie? Czy podobał Wam się komiks Jonatana? Macie ochotę na więcej takich fanowskich historyjek? (bo my tak!) Chcielibyście udzielić autorowi jakichś dobrych rad? (bo my tak!) Z niecierpliwością czekamy na Wasze opinie i komentarze. Korzystajcie z okazji, póki można komentować bez logowania.